Wyprawa do Niemiec.
: 22 lip 2013, 18:00
Tak się złożyło, że drugi tydzień lipca wymagał ode mnie odbycia podróży aż do Cuxhaven w Niemczech.
Wyjechałem o 7.oo rano z pełnym zapasem paliwa - kierując się najkrótszą drogą na A4. Jazda po naszych autostradach - byłaby rozkoszą gdyby nie panowie w TIR'ach, którzy potrafią się wyprzedzać na dwupasmowym odcinku nawet 5 minut, blokując tym samym wszystkich pozostałych użytkowników.
Mając w pamięci czasy kiedy istniała kontrola graniczna – wierzyłem, że w racjonalnej odległości 10-30 km przed granicą, dotankuję Linkę po polskiej stronie. I tu rozczarowanie – te stacje paliw po prawej stronie zniknęły. Owszem były znaki nakazujące zjechanie i opuszczenie szosy oraz przejazd mostem na lewą stronę – bo tam stacja pozostała.
Trudno, za naiwność się płaci. Wjechałem do Niemiec na pozostałym w baku paliwie.
Pierwsze co mnie uderzyło – prostota przepisów: teren zabudowany 50 km/h, niezabudowany 100 km/h, a drogi ekspresowe i autostrady zalecane 130 km/ h. Łatwo zapamiętać i łatwo przestrzegać (no ale my za to mamy 6 dopuszczalnych prędkości i nie przestrzegamy żadnej z nich).
Pierwsze co zrobiłem wyłączyłem światła. Okazało się, że przez cały czas byłem widoczny (coś niesamowitego) miałem przed tą decyzją wrażenie, że gdy wyłączę to wszystko co na mnie może wpaść wpadnie nie wykluczając Hefalumpów z Kubusia Puchatka, a rzecznik Polskiej Policji powie w TVP „a nie mówiłem”?
No jest jeszcze coś co mnie mile zaskoczyło – to oznakowanie dróg, objazdów, miejsc remontowanych itp.
U nas stawia się olbrzymie zielone (niebieskie) tablice, a na nich malutkie białe strzałki po których następuje litania miejscowości. Która strzałka czego dotyczy nie zawsze da się w porę rozszyfrować, pomijam fakt, że często gdy rozszyfrujemy – to tylko po to by stwierdzić zajęcie niewłaściwego pasa. W Niemczech mimo bardzo słabego opanowania ich języka nawet w Hanowerze mimo przebudowy węzła autostradowego bez problemu znalazłem objazd na Hamburg, a wracając na Berlin.
Dlaczego o tym piszę? Bo wracając 15 lipca już po Polskiej stronie z przykrością stwierdziłem, że pas tej samej drogi ale w kierunku Wrocławia nadal jest z nierównych płyt betonowych, na których po przekroczeniu 60 km/h można sobie wybić zęby o koło kierownicy. Za Krzyżową wreszcie dało się jechać ale TIR poszedł po wewnętrznej barierce i wysypał towar na mój pas ruchu. Popatrzyłem i zauważyłem, że światła mijania miał włączone. Już za płatnymi bramkami we Wrocławiu (koło zjazdu na Oławę) fajna fura wbiła się w ekran dźwiękochłonny – światła pozycyjne z tyłu się świeciły więc chyba też jechał na światłach.
Podsumowując wyprawa udana, LINKA super na długie wyprawy.
Wyjechałem o 7.oo rano z pełnym zapasem paliwa - kierując się najkrótszą drogą na A4. Jazda po naszych autostradach - byłaby rozkoszą gdyby nie panowie w TIR'ach, którzy potrafią się wyprzedzać na dwupasmowym odcinku nawet 5 minut, blokując tym samym wszystkich pozostałych użytkowników.
Mając w pamięci czasy kiedy istniała kontrola graniczna – wierzyłem, że w racjonalnej odległości 10-30 km przed granicą, dotankuję Linkę po polskiej stronie. I tu rozczarowanie – te stacje paliw po prawej stronie zniknęły. Owszem były znaki nakazujące zjechanie i opuszczenie szosy oraz przejazd mostem na lewą stronę – bo tam stacja pozostała.
Trudno, za naiwność się płaci. Wjechałem do Niemiec na pozostałym w baku paliwie.
Pierwsze co mnie uderzyło – prostota przepisów: teren zabudowany 50 km/h, niezabudowany 100 km/h, a drogi ekspresowe i autostrady zalecane 130 km/ h. Łatwo zapamiętać i łatwo przestrzegać (no ale my za to mamy 6 dopuszczalnych prędkości i nie przestrzegamy żadnej z nich).
Pierwsze co zrobiłem wyłączyłem światła. Okazało się, że przez cały czas byłem widoczny (coś niesamowitego) miałem przed tą decyzją wrażenie, że gdy wyłączę to wszystko co na mnie może wpaść wpadnie nie wykluczając Hefalumpów z Kubusia Puchatka, a rzecznik Polskiej Policji powie w TVP „a nie mówiłem”?
No jest jeszcze coś co mnie mile zaskoczyło – to oznakowanie dróg, objazdów, miejsc remontowanych itp.
U nas stawia się olbrzymie zielone (niebieskie) tablice, a na nich malutkie białe strzałki po których następuje litania miejscowości. Która strzałka czego dotyczy nie zawsze da się w porę rozszyfrować, pomijam fakt, że często gdy rozszyfrujemy – to tylko po to by stwierdzić zajęcie niewłaściwego pasa. W Niemczech mimo bardzo słabego opanowania ich języka nawet w Hanowerze mimo przebudowy węzła autostradowego bez problemu znalazłem objazd na Hamburg, a wracając na Berlin.
Dlaczego o tym piszę? Bo wracając 15 lipca już po Polskiej stronie z przykrością stwierdziłem, że pas tej samej drogi ale w kierunku Wrocławia nadal jest z nierównych płyt betonowych, na których po przekroczeniu 60 km/h można sobie wybić zęby o koło kierownicy. Za Krzyżową wreszcie dało się jechać ale TIR poszedł po wewnętrznej barierce i wysypał towar na mój pas ruchu. Popatrzyłem i zauważyłem, że światła mijania miał włączone. Już za płatnymi bramkami we Wrocławiu (koło zjazdu na Oławę) fajna fura wbiła się w ekran dźwiękochłonny – światła pozycyjne z tyłu się świeciły więc chyba też jechał na światłach.
Podsumowując wyprawa udana, LINKA super na długie wyprawy.