Pewnie tym postem poruszę serca wszystkich audiofili i znowu zacznie się temat "jakości audio" w Linei, (zapewne pamiętacie jaką awanturą skończył się ostatni wątek z tym związany)
ale pare dni temu byłem w profesjonalnej firmie montującej audio i inne wynalazki w samochodach. Aby przygotować odpowiednio grunt, najpierw umówiłem sie na spotkanie wykorzystując służbowy pojazd (Tomek zapewne wie o co chodzi i jak to ułatwia rozmowę

), przedstawiłem miłemu Panu, że chce podjechać i sprawdzić jak "dobre" jest fabryczne audio i co można wymienić i nie pójść przy okazji z torbami.
Na miejscu Pan włączył jakąś płytę testową i mało mi głośników nie wypruło z drzwi, przez chwilę pomyślałem czy aby dobrze zrobiłem i zaraz głośniki pójdą z dymem, ale zaraz potem znacznie wyciszył radio i zamienił się w "ucho". Słuchał i słuchał z przodu, z tyłu. Po 10 min. zakończył, a ja czekałem na miażdżącą krytykę. Sprawa wygląda tak, że najsłabszym ogniwem są tylne głośniki, bo 13cm i grają słabo (staram się tłumaczyć na Polski, język którego fachowiec używał

), natomiast cała reszta "daje rade". Teraz chcę wyjaśnić o co chodzi z tym "daje radę". W skrócie wygląda to tak, że żeby poprawić jakość dźwięku trzeba by zainwestować troszkę więcej kaski. Głośniki przednie i tylne dobrych firm (polecano mi Hertza i Helixa), tylne najlepiej przerobić na 16cm

, kable do wymiany no i do tego bufer, a jak bufer to i wzmacniacz. Wychodzi sporo za sprzęt i tak samo robocizna, wniosek - gra w miarę dobrze i trzeba zainwestować sporo grosza, żeby grało znacznie lepiej. Wymian na jakieś Boschmanny , Pierdzingi czy tanie Magnaty itp. nie ma sensu.
No...a teraz czekam na gromy z jasnego nieba na moją skromną osobę i moje wypociny
