Wczoraj rano kiedy, jechałem do pracy, zaraz po przekręceniu kluczyka moim oczom ukazała się wszystkim chyba już znana kontrolka przepalonej żarówki. Komunikat: kontrola świateł pozycyjnych lewych. Szybki obchód dookoła auta - bingo, padła lewa z tyłu. Puk puk w klosz - zero reakcji. No cóż... trza wymienić. Myślę sobie: dobrze akurat się składa, wymienię przy okazji śruby na motylki

Po pracy, po drodze do domu wstąpiłem do jednego z dużych marketów celem zakupu żarówek. Na stoisku, nie zastanawiając się zbyt długo, zaopatrzyłem się w postojówki, ale wyszedłem z założenia, że skoro już będę tam grzebał, to wymienię również stop'y i kierunki. Żarówy wylądowały w koszyku, szybki manewr kartą przy kasie i jazda do domu. Wieczorkiem, przy chwili wolnego czasu (a było to już po 23) zabrałem się za wymianę. Mówię: eee, chwila moment, wymienione. No i się zdziwiłem... jakaś franca w warsztacie, który ostatnio mi grzebał przy lampach podczas poprzedniej naprawy tak dowalił śruby, że myślałem że się skicham. Ile niecenzuralnych słów poleciało z moich ust, to wiedzą tylko ściany garażu. Mogę Wam również powiedzieć, że bagażnik mamy nawet wygodny

Dopiero, jak się w nim położyłem, to udało mi się dojść kluczem w taki sposób, żeby poluzować te pie... cholerne śruby - niestety tak długiej nasadki nie posiadam, więc trzeba było manewrować zwykłym kluczykiem. Na szczęście śruby poszły won i zawitały motylki, więc teraz odkręcenie lampy będzie tylko formalnością. Oczywiście wymiana samych żarówek to moment

Po wszystkim szybka kontrola - wszystko działa

I powiem szczerze, że kierunkom już się należała wymiana, bo pomarańczowa farba na nich zaczęła już złazić i dość poważnie rozważam wymianę żarówek od kierunków z przodu, bo z tego co kojarzę, to chyba jeszcze nigdy ich nie wymieniałem
