Po uruchomieniu silnika - nawet bardzo zimnego - ciśnienie oleju osiąga właściwą wartość już po kilku sekundach. Weźcie pod uwagę, że oleje typu 5Wxx (ja stosuję 5W30) zachowuje swoje właściwości smarne przy minus 30 stopniach Celsjusza. Oczywiście nie są tak ciekłe jak w temperaturze +20 stopni, ale jednak się "leją".
Mamy zimę i mrozy. Niektórzy trzymają samochody we wiecznej zmarzlinie, bo nie posiadają garaży. Taki silnik zawsze będzie inaczej hałasować przy pierwszym uruchomieniu. Chociażby dłużej będzie pracować na "ssaniu" Ostatnio zdarzyło mi się odpalić mojego "dyszla" po całonocnym mrozie, skutkiem którego rano termometr pokazał wartość -16 stopni. Normalnie gdy odpalam go rano, mam nie mniej niż 6-7 stopni poniżej zera. Ten to dopiero zagrał zaworami zanim się rozchodził. Niby nowość, ale w sumie normalka. Odpalił na dotyk, ale co go to kosztowało "zdrowia" aby się uciszyć, to tylko ja wiem. Nie raz mi się też zdarzało, że pasek klinowy zajęczał na mrozie (takie "ciasne" cykliczne szemranie).
Nie ma się co stresować bez potrzeby. Trzeba słuchać jak pracuje samochód, a po kilku tysiącach kilometrów za kierownicą każdy już pozna "muzykę" autka więc bez problemu rozpozna podejrzane odgłosy. Nawet gorsze paliwo da się "usłyszeć". Zima czasem potrafi namieszać w tych odgłosach.
Z pierwszym kaszlem, też nie biega się do lekarza
mireks